|
Forum Puchonów ;) puchońskie forum ;>
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Madlen Mała Złośnica
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 612 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej
|
Wysłany: Śro 22:52, 21 Gru 2005 Temat postu: Przez Granice Rzeczywistości |
|
|
Przez Granice Rzeczywistości
Dom na granicach część druga.
1. Powroty to trudna sprawa
Fanfick ten popełniłam, po bardzo inspirującej rozmowie z tatą na temat miecza, który zakopał dwieście lat temu i teraz trzeba go koniecznie znaleźć, bo nie wiadomo, kiedy na środku kuchni zmaterializują się słudzy zła, chcący walczyć, lub dobra, proszący o pomoc.
Miecza szukałam z kuzynkami, nie znalazłyśmy go, za to pomysł z materializacją na środku pokoju bardzo mi się spodobał. Postacie już były, idealne wręcz do najazdu na mugolski domek, więc po co tworzyć nowe?
Tak o to powraca Nelia i jej nienormalna rodzinka. Tym razem akcja będzie, ale od rozdziału trzeciego. Dumnie przedstawiam Granic Rzeczywistości - ciąg dalszy!
Mam nadzieję, że mnie nie zamordujecie za szybko…
Madlen Mała Złośnica.
P.S. Miało na razie nie być ciągu dalszego. Ale to wina taty i jego miecza! No i Olus. Wredna, wredna, wredna. Przez nią zaczęłam to pisać.
P.P.S. Mam betę, mam! Odcinek sprawdziła mi Nundu, przpraszam wszystkich,którzy przeczytali nie sprawdzoną wersję.
P.P.P.S. Może się na mnie rzeczona osoba obrazi, ale trudno: dedykuje fick Cornelii Cole, w podziękowaniu za podsunięcie świetnego tytułu Małej Złośnicy.
M.M.Z.
Podobno wszystkie dzieci kochają Boże Narodzenie. Zwłaszcza te ze szkoły Hogwart. Cieszą się na bliskie spotkanie z rodzinami, a jeśli nie mają do kogo pojechać, to na wspaniałe święta w zamku.
Wszystkie oprócz jednego.
- Cornelio?
- Zostaw mnie w spokoju! – zza zatrzaśniętych drzwi łazienki dobiegł czyjś krzyk.
- Ale Nelia… - jasnowłosa, drobna dziewczynka nie miała zamiaru zrezygnować. Znów pociągnęła za klamkę.
- Nikt mnie nie zmusi, żebym pojechała do domu na święta, Trish!
- Jesteś na liście – zauważyła blondyneczka, po raz kolejny kopiąc drzwi. Próbowała już zaklęcia. Niestety, Cornelia obłożyła łazienkę jakąś barierą ochronną.
- Ja się na nią nie wpisywałam!
- Wiem. Przyjechała tu twoja matka i cię wpisała, bo podejrzewała, że ty zapomnisz. A listy w których ci przypomina nie dojdą, jak w zeszłym roku. Nelia, otwórz drzwi!
Trish była wyraźnie zdesperowana. Naprawdę bardzo jej zależało na tym, żeby jej przyjaciółka wyszła z łazienki.
- One doszły! W zeszłym roku też, ale je spaliłam. Nie. Jadę. Do. Domu. Przesiedzę tu całą Gwiazdkę!
- To straszne – jęknęła Trish wpatrując się w kota Cornelii, jakby od niego oczekując pomocy. Niestety, Tom był zbyt zajęty myciem łapki, żeby zwrócić uwagę na cokolwiek innego.
- Czemu?
- Nie wytrzymam tak długo! – krzyknęła, znowu kopiąc. Drzwi zadrżały, ale nie miały najmniejszego zamiaru się otworzyć.
- Nie rozumiem. I tak byłybyśmy na świętach daleko od siebie. A tak przynajmniej możemy porozmawiać.
- Nie o to chodzi! A twoja rodzina nie jest taka straszna!
Trish już prawie płakała. Inne były tak daleko… ale chyba dotarcie na pierwsze piętro będzie łatwiejsze niż przekonanie Cornelii do wyjścia.
- Jest straszna! A o co chodzi?
- Ja muszę do łazienki!
Trish już zaczęła zakładać buty. Która toaleta była najbliżej? Ta na pierwszym. Albo na szóstym. Chyba na szóstym… nie, schody się dziś zmieniły. Czyli ta na pierwszym. Pozostaje jeszcze łazienka jęczącej Marty, ale tam nie wejdzie… Usłyszała jakieś mruknięcie i dźwięk otwieranego zamka. Na progu stanęła Cornelia. Trish niewiele myśląc odepchnęła przyjaciółkę i wskoczyła do środka Cornelia popatrzyła na zamknięte drzwi ze złością.
- Ona to ma fajni. Jej rodzice powtarzają miesiąc miodowy i jadą na Kanary. Może zostać w zamku. A my? – spojrzała na zwierzaka. Nie odpowiedział. Właśnie zaczął czyścić drugą łapę.
- Wiesz, że gdyby koty tak miło nie mruczały, uznawałoby się je za okrutne bestie? – spytała ze złością. Tom wziął się, za mycie ucha.
- Nie chcę jechać!
- Powtarzasz to od tygodnia – odezwała się Trish, wychodząc z łazienki.
- Bo to prawda!
- Nie narzekaj. Ja ci zazdroszczę.
Cornelia popatrzyła na przyjaciółkę z przerażeniem. Może trzeba ją zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego?!
- Co?
- No, ja się tu zanudzę. A ty będziesz mieć co robić.
- No tak. O moim Domu można powiedzieć wszystko. Tylko nie to, że jest nudny – prawie się roześmiała. Mleczarz, wampir, teatrzyk figurek, wuj-fanatyk UFO, dziadek ścigający Grindelwalda… tak, to nie było nudne.
- Widzisz?
- Na moim miejscu też zatrzasnęłabyś się w łazience – powiedziała Cornelia stanowczo, rozważając powrót do toalety.
- E tam. Ja to bym chciała zobaczyć ten twój szalony Dom.
Nieświadomie, tym jednym zdaniem, Trish, wpakowała się w największe kłopoty w całym swoim życiu.
- Chciałabyś? – spytała Cornelia z dziwnym błyskiem w oczach. To było tak, jakby jakieś iskierki wywinęły w jej piwnych tęczówkach koziołka. Ostatni raz Trish widziała coś takiego, kiedy jej przyjaciółka nasyłała swojego kota, na nowego siódmoklasistę, Toma, [chłopaka swojej siostry, Mary, który publicznie oznajmił, że cała rodzina jego dziewczyny to głupi idioci. Mary, rzecz jasna, nie zareagowała. Nie była miss piękności i nie chciała stracić ukochanego.
Trish na widok tych iskierek miała zamiar powiedzieć nie. Ale natura Gryfona zaryczała w niej gromkim głosem.
- Tak!
- To świetnie! Chodź, idziemy do McGongall! – Cornelia zerwała się z miejsca. – I zacznij się pakować!
- Co? – koleżanka wpatrywała się w nią ze zdumieniem.
- No, jak to, co? Przecież właśnie poprosiłaś, żebym pokazała ci mój szalony Dom – powiedziała. Może te święta nie będą takie złe? Miała ochotę się roześmiać na myśl o Trish, królowej normalności, w otoczeniu jej rodzinki.
- O nic takiego nie prosiłam!
- Ależ prosiłaś. Przed chwilą. A ponieważ jesteś moja przyjaciółką, chcę, żebyś była szczęśliwa i postanowiłam spełnić twoje życzenie – Cornelia najwidoczniej świetnie się bawiła. Na jej ustach pojawił się uśmieszek, który zawsze przywodził na myśl Irytka spuszczającego Filchowi na głowę żyrandol. A przynajmniej Trish uważała, że uśmiechy Cornelii i Irytka są bardzo podobne.
- Nieprawda.
- Prawda. Najpierw pokażę ci mój Dom. Później wszyscy przenosimy się do wujka Filipa na jego urodziny. Ale nie martw się, z moją rodziną nie można się nudzić. Po za tym, Dom wujka też znajduje się na jakimś skrajnym punkcie. W Anglii są tylko trzy takie mieszkania! I wyobraź sobie, że dwa są w posiadaniu mojej rodziny…
- Ale, Nelia… - Trish spróbowała przerwać monolog przyjaciółki. Niestety, Cornelia nie miała zamiaru teraz odpuścić. Złapała ją za przegub i wyciągnęła z dormitorium.
- To chodź do psorki. Nie martw się, nie będziesz kłopotem. I nie przejmuj się prezentami. Widzisz, my Boże Narodzenie obchodziliśmy już w sierpniu, więc…
- Nelia! Ja nie mogę jechać! Muszę… muszę…
- Spakować się – podpowiedziała jej przyjaciółka. Czasem zachowywała się zupełnie jak matka. Ignorowała wszystko co jej nie odpowiadało i miała w tym pewną wprawę. W końcu mieszka się wśród wariatów, nie?! – Weź strój kąpielowy.
- Zwariowałaś?! Jest środek grudnia!
- Tutaj. No, w moim Domu chyba też, tylko trochę inaczej. Ale u wujka w zimie jest najładniejsza pogoda. On ma takie duże podwórko z basenem… - zaaferowana Cornelia pchnęła portret Grubej Damy. Ginny Wesley, która najwidoczniej usłyszała słowa dziewczyny, spojrzała na nią jak na wariatkę. Nikt jej nigdy nie wierzył, kiedy opowiadała o Domu. Zabawne, rodzina uważała ją za zbyt normalną, sceptyczną i poważną. W szkole miała opinię zadziwiająco spokojnej wariatki.
- Chyba nie chcesz się kąpać w temperaturze minus dziesięć!
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała jej Cornelia. – U wujka będzie na pewno jakieś dwadzieścia, trzydzieści…
- Poniżej zera?!
- No coś, ty, głupia? Na plusie! Weź jakąś kurtkę, bo może padać, oczywiście coś ciepłego, bo wyjdziemy chyba na miasto, ale oprócz tego też letnie ciuchy…
- Cornelio! Ja się ciebie boję!
- No, nie martw się. Sama mówiłaś, że mi zazdrościsz – Cornelia ściągnęła z półki kurtkę. Dojeżdżali już do Londynu i Trish była coraz bliższa ataku histerii.
- No bo ci zazdroszczę, ale tak platonicznie!
Panna Gold zamrugała powiekami.
- Jak można zazdrościć platonicznie?
- Nie wiem! Ale ja ci tak zazdroszczę!
- To jedziesz ze mną i już mi nie musisz zazdrościć. Nie chcę, żeby przyjaciółka mi zazdrościła! – postawiła kufer na podłodze.
- Ale ja lubię ci zazdrościć!
- Jejku, Trish. Co się z tobą dzieje? Nie za długo przebywasz z Nelią? – spytała Angela z ich klasy.
- Za długie przebywanie z Cornelią nie grozi zejściem z nudów! Z tobą - tak! – Trish stanęła w obronie przyjaciółki i założyła kurtkę.
- O, na pewno! – prychnęła Angela naciągając czapkę na uszy. Cornelia przerzuciła szalik, przez szyję.
- Ale śnieg pada! – Trish wyjrzała przez okno. Nelia popatrzyła na ulubieńca.
- Tom, do klatki!
Kot zamiauczał wyraźnie niezadowolony. Wskoczył na siedzenie i odwrócił się do swojej pani tyłem, manifestując tym pogląd na temat zmuszania wolnych zwierząt, jakimi są koty, do wchodzenia do klatek.
- Zmarzniesz, jak nie wejdziesz! I mogą cię zadeptać!
- Ale wariatka! Rozmawiać z zwierzęciem! Kot jest za głupi, żeby… - Angela umilkła, kiedy zobaczyła jak dziwnie wpatruje się w nią Tom.
- No, proszę cię.
Kot zamiauczał w proteście.
- Ech. To usiądź chociaż na kufrze, żebyś się nie zgubił. I obwiążę cię moim szalikiem!
Tom, niezadowolony, pokręcił ogonem.
- Bez protestów! Inaczej czeka cię klatka.
Angela ze zdumieniem spojrzała, jak kot usadawia się na kufrze i, wyraźnie zły, pozwala się obwinąć szalikiem Cornelii. Patrzył na swoja panią z wyraźnym wyrzutem. Uważał, że jest stanowczo nad opiekuńcza.
Pociąg zaczął zwalniać.
- No! Idziemy! – złapała za rączkę kufra i ruszyła w stronę wyjścia. Obrażona Angela i lekko przerażona Trish ruszyły za nią.
Na peronie było wyjątkowo zimno. Gdyby ktoś zechciał rozpłakać się przy pożegnaniu z przyjaciółmi, pewnie łzy by mu zamarzły. Cornelia mocniej zacisnęła kurtkę, nawet Tom docenił zalety bawełnianego szalika.
Cornelia ze zgrozą zobaczyła, że na jej spotkanie wyszło pół rodziny. Zauważyła ich już z daleka. Żeby nie zauważyć musiałaby być chyba całkiem ślepa. Na przedzie Nietoperek chrupiący sałatę, tuż obok dziadek, w nieodłącznym szlafroku. Matka, trochę z tyłu, trzymała w rękach butelkę mleka. Wuj Ignacy, z jakąś gazetą, najpewniej o UFO, w ręku, a między nimi biegała babcia. Wyglądało na to, że miała teraz od pięciu do dziesięciu lat.
- Czy mówiłaś coś o tym, że moja rodzina na pewno nie jest taka zła? – rzuciła Cornelia w stronę Trish i postawiła kołnierz kurtki. Przy odrobinie szczęścia, może nikt jej nie pozna?
- Cornelia?
- Tak? – dziewczyna rzuciła się na łóżko.
- Czy w tym lustrze na dole, miałam naprawdę wąsy, czy zwariowałam? – spytała Trish niepewnie, siadając na krześle.
- Masz wąsy. To znaczy, masz wąsy w lustrze. Ale nie przejmuj się, ja mam w nim brodę – pocieszyła ją Cornelia.
- A przedpokój naprawdę był obwieszony plakatami z Sama-Wiesz-Kim? – zapytała Trish, nerwowo przeczesując włosy palcami. Nie była pewna, czy nie zaczyna wariować. Czyżby rodzina jej przyjaciółki była fanatykami Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
- Tak, były, ale nie ma czym się martwić, do rana znikną. Wiesz, Dom chyba chciał dać jakiś specjalny wystrój wnętrz na moje przybycie… a już robił naprawdę dużo, dziwnych rzeczy i ma ograniczony wybór – oznajmiła panna Gold beztrosko i podłożyła sobie ręce pod głowę.
- Czy ty mówisz o Domu jak o człowieku? Nelia! – Trish doszła do wniosku, że ona jeszcze nie zwariowała. Ale Cornelia na pewno. – Domy nie myślą!
Krzesło nagle podskoczyło, zrzucając z siebie dziewczynę. Przerażona obejrzała się, żeby zobaczyć jak ciemnieje i znika z niego poduszka. Pisnęła i po chwili siedziała na łóżku Cornelii, usiłując się schować za przyjaciółką.
-Widzisz? Nigdy nie obrażaj Domu – pouczyła ją Cornelia. – Mojego pokoju prawie nigdy nie zmienia, ale jak się zdenerwuje to przebija się przez aurę normalności.
Trsh wolała nie mówić, że domy się nie denerwują. Za to zwróciła uwagę na coś innego.
- Normalności! Co tu jest normalne?!
- Ja – odparła Cornelia, a widząc pełne zwątpienia spojrzenie przyjaciółki westchnęła i dodała: - No, w każdym razie bardziej normalna niż inni.
- Z tym chyba mogę się zgodzić.
- I jak, ciągle mi zazdrościsz? – uśmiechnęła się lekko.
- Nie! Współczuję! Ale sobie – odpowiedziała Trish, zastanawiając się, co jej strzeliło do głowy, że pozwoliła koleżance zmusić ją do przyjazdu tutaj.
- Sobie?! Ty będziesz z nim przez dwa tygodnie! A ja?
- Całe życie. Ale już się przyzwyczaiłaś – oznajmiła. Cornelia popukała się w czoło.
- Weź ty się zastanów. Naprawdę uważasz, że można się przyzwyczaić do Tego?
- Tak – odpowiedziała jej Trish stanowczo.
- No, może masz rację…
Ktoś zapukał i drzwi otworzyły się z rozmachem. Na progu stanęła Mary.
- Co się stało?
Zaczerpnęła tchu. Wyglądała, jakby miała zamiar powiedzieć Cornelii, coś, co jej się bardzo nie spodoba.
- Zaprosiłam kogoś na święta.
- Już obchodziliśmy święta. W wakacje. Pamiętasz?
Mary machnęła ręką.
- Nie ważne. Ważne, że kogoś zaprosiłam. Ważne, że masz być miła. I ważne, że masz pilnować kota! – miała bardzo zacięty wyraz twarzy. Najwidoczniej bardzo jej na tej osobie zależało.
- Powtarzasz się. To kto to jest?
- Tom. Tom Malfoy.
- Co?! – Cornelia podskoczyła. – Jeden Malfoy był chłopakiem mojej kuzynki. A jak się go pozbyło, to inny jest chłopakiem mojej siostry! To jeszcze zniosę! Ale czemu chcesz go tu zapraszać?!
- Nie tu, tylko do wujka! I bądź miła! – natychmiast zamknęła drzwi, umykając w ten sposób przed rzuconą poduszką.
- Zmieniłam zdanie! Do tego nie można się przyzwyczaić!!!
2. Dziwne do potęgi
Dom wuja Filipa, leżał o godzinę drogi od ulicy Białego Pajaca. Znajdował się na samych obrzeżach miasta. Od wścibskich mugoli chronił go ogromny mur, oraz setki zaklęć.
Trish prawie zemdlała, kiedy przeszli przez bramę.
Dom, delikatnie mówiąc, wyglądał dziwnie. Całe mnóstwo wieżyczek, pomalowany na jaskrawy pomarańcz, z flagą powiewającą na najwyższej baszcie. Ponadto pogoda. Przed chwilą wyskoczyli z Błędnego Rycerza, prosto w śnieżycę, a tu świeciło piękne słońce, nigdzie nie było ani śladu śniegu. Za to wszędzie rosły kwiaty, krzaki i drzewa, o które najwidoczniej nikt nie dbał, gdyż stworzyły prawdziwy gąszcz.
- Nelia. Co. Tu. Się. Dzieje? – zapytała przysuwając się do przyjaciółki. Cornelia uśmiechnęła się lekko i zdjęła kurtkę.
- Nie za gorąco ci, Trish? – spytała z uśmiechem i poszła w kierunku Domu, podskakując co drugi krok. Kot Tom ruszył grzecznie przy jej nodze. Trish popatrzyła na koleżankę ze złością, życząc jej, żeby przy tych swoich podskokach się przewróciła, i ściągnęła kurtkę oraz szalik, a po krótkim namyśle także sweter. Podkoszulka może nie była zbyt elegancka, ale przynajmniej nie czuła się jak ryba na patelni. Chwała Merlinowi, że posłuchała przyjaciółki i do torby wrzuciła kostium, a także jakieś szorty i bluzeczkę. Zrobiła to dosłownie na minutę przed opuszczeniem zamku, uznając, że w końcu nic jej to nie szkodzi.
- Witam! – wujek po kolei ściskał wszystkich przechodzących przez drzwi domu. Była to swojego rodzaju coroczna tradycja.
- Cześć, wujku – powiedziała Cornelia smętnie. Po chwili została schwytana w ramiona i na chwilę pozbawiona tchu.
- Chyba nie masz zamiaru nikogo swatać ze śmierciożercą, co? – usiłował być śmieszny. Ale za bardzo mu nie wyszło. Siostrzenica obrzuciła go spojrzeniem hipogryfa, któremu ktoś się nie ukłonił.
- Nie muszę. Mary się sama swata.
Wujek popatrzył na dziewczynę szepczącą coś na ucho wysokiemu blondynowi.
- To jest śmierciożerca? – spytał, wyraźnie zainteresowany faktem, że osoba, którą przed chwilą ściskał, jest sługą Lorda Voldemorta.
- Tak – potwierdziła Cornelia.
- O raju! – wuj Filip rozpromienił się. – Zawsze chciałem zobaczyć z bliska Mroczny Znak! Muszę poprosić, żeby mi go pokazał… - ruszył w kierunku Mary i Toma, dzięki czemu Trish uniknęła porcji uścisków.
- E... Nelia? Czy twój wuj nie jest trochę… no wiesz?
Przyjaciółka spojrzała na nią wyraźnie zdziwiona.
- A kto w mojej rodzinie nie jest?
- Chyba tylko ty – westchnęła Trish
- Ja? Twierdziłaś, że jestem nienormalna.
- Po spotkaniu z twoją rodziną, chłopak w stroju baletnicy wyda mi się tylko lekkawo dziwny. Słuchaj, ten w okularach wygląda jak skrzyżowanie wampira ze Snape’em!
Cornelia popatrzyła na krewnych wdrapujących się po schodach, w celu zajęcia przeznaczonych dla siebie pokoi.
- Nietoperek? On jest wampirem, ale Snape’m chyba nie.
- Co?! – pisnęła Trish wyraźnie przerażona. – A ja go spotkałam u ciebie w Domu, jak szłam w nocy do łazienki! Co jeśli on spróbuje mnie zaatakować?!
- Spokojnie. Nietoperek jest taki nietypowy. Na przykład sypia przy lampce. I nie zaatakuje cię, chyba że zabierzesz mu sałatę – Cornelia ruszyła schodami w górę. Trish, starając się być tuż przy przyjaciółce, poszła za nią.
- Sałatę?
- Sałatę. Uwielbia sałatę. Marchew też, ale woli sałatę. Jak byłam mała nie chciałam jeść warzyw. A wiesz jakie są matki… więc wcześniej zmawiałam się z Nietperkiem, on chował się pod stół i jak nikt nie patrzył, to mu podawałam całą tą zieleninę.
Trish głośno wciągnęła powietrze. Dziecko dokarmiające wampira pod stołem sałatą.
- Mamy pokój w wieży, wstawili jeszcze jedno łóżko. Zawsze tam nocuję. Chyba, że chcesz osobno, też się da, ale wolne sypialnie są tylko koło dorosłych. Tam na górze są trzy, jeden zajmuję ja, drugi bliźniaczki, a w trzecim ma zamieszkać Malfoy.
Okropnie skrzywiła się przy wymawianiu nazwiska Malfoy. Ale w końcu każdy by się krzywił na jej miejscu. Przez niego, biegała po kwaterze głównej śmierciożerców, podczas ich zebrania!
- Nie! Wolę z tobą! – krzyknęła Trish, przerażona wizją samotnego nocowania w pobliżu tych wariatów. Cornelia była w tym Domu, prawdziwą oazą normalności.
- Powiedziałam mamie, że tak będziesz wolała. Ona twierdziła, że cały rok mamy wspólny pokój i przyda nam się trochę prywatności chociaż w czasie wolnym, ale pomyślałam, że zejdziesz ze strachu, jeśli w nocy odwiedzi twój pokój jakiś duch.
- Duch?! – Trish była coraz bardziej przekonana, ze jeśli przeżyje te święta, to będzie musiała spędzić jakiś czas w domu bez klamek. Większości rodziny Cornelii też przydałyby się małe wakacje w zakładzie zamkniętym!
- Nie przywykłaś w Hogwarcie? Duch. Konkretnie pięć duchów.
- Pięć?!
- Pięć. Lady Wioletta, sir Gawain*, Mimi, Owen i panna Daphne. Panna. Lepiej się nie pomyl i nie powiedz pani – cały czas Cornelia mówiła o tych dziwactwach tonem, jakim zwykle gawędzi się o pogodzie. Trish zastawiała się, czy powinna ją podziwiać za tą niezwykłą odporność, która pozwoliła jej pozostać normalną, wśród wariatów, czy może bać się, że w głębi duszy i Cornelia jest wariatką.
- Tutaj? – spytała niepewnie Trish wskazując na piętro, na którym zatrzymała się większość osób.
- My idziemy na górę.
Schody, w miarę wysokości, stawały się coraz bardziej kręte. A fakt, że, od drugiego piętra, każdy stopień miał inny kolor sprawiał, że aż bolała głowa.
- Jesteśmy!
Cornelia pchnęła drewniane drzwi. Trish otworzyła usta ze zdziwienia.
Pokój, wyglądał zupełnie jak ilustracja z jakiejś książki o średniowiecznej księżniczce. Dwa, ogromne łoża z baldachimem, wyłożone czerwonymi poduszkami. Puszysty, biały dywan. Piękny regał pełen książek, szafa, elegancki stolik z trzema krzesłami. W oknie wisiały zasłony a obok były drzwi najwyraźniej prowadzące na balkon.
- O kurcze!
- Podoba ci się? Ja lubię ten pokój, choć jest staroświecki. Szkoda, że reszta domu nie jest taka. Ładnie tu, prawda?
- Ładnie?! O raju, Nelia, nigdy nie widziałam tak pięknego pokoju! – Trish podeszła do jednego z łóżek i pomacała materac. – Ale miękkie! Czy to też się zmienia jak u ciebie w domu? – spytała mając wielka nadzieję, że odpowiedź będzie brzmiała: nie.
- Ten Dom nie lubi zmian. W środku nic się nie zmienia, no w każdym razie bardzo rzadko. I niedużo – Cornelia położyła torbę na podłodze. – Chodź na balkon – zaproponowała, otwierając szklane drzwi. Trish zerwała się z łóżka i podbiegła do niej. Może nie będzie tak źle? Skoro ma TAKI pokój?
- Łał!
- Ładny widok, prawda?
- Kurcze! Ten balkon wygląda, jak z Romea i Julii!
Mogła się założyć, że biały materiał z którego tak pięknie wyrzeźbiono balustradę, to marmur. W dodatku cały pół+okrągły balkon był pełen róż w donicach. Czerwonych. Kilka nawet spuszczała się w dół. Widać było akurat część ogrodu, z małym stawem otoczonym drzewami.
- I kolory też spoko!
- Czerwony. Szkoda, że biały zamiast złotego. Z drugiej strony Domu, jest basen. On i ta część ogrodu ze stawem są zawsze takie same.
- Mówiłaś, że…
- W wewnątrz nic się nie zmienia. Ale nie mówiłam o podwórku – Cornelia odwróciła się z zamiarem wejścia do pokoju.
- A co tam, że się zmienia! I jakie ma znaczenie lato po środku zimy? W końcu jesteśmy czarodziejami! A tu jest super! – Trish zaczęła przyglądać się ogrodowi.
- Cieszę się, że ci się podoba.
To nie był głos Cornelii. Trish odwróciła się, pisnęła i o mało nie wypadła przez balkon.
Cornelia prawie się roześmiała na widok jej przerażonej miny. Myślałby kto! Nigdy ducha nie widziała!
- To moja przyjaciółka Trish. A to panna Daphne – wskazała na pół przezroczystą postać unoszącą się w powietrzu. Daphne za życia musiała być piękną kobietą. Miała długie loki, duże oczy, szczupłą sylwetkę. Ubrana była w białą suknię, we włosach nosiła kwiaty.
- Witam cię.
- E… dzień dobry – odpowiedziała dziewczyna niepewnie.
- Cieszę się, Cornelio, że znów przyjechałaś.
- No, ja nie tak bardzo, Daphne – uśmiechnęła się do ducha. – Ale miło cię widzieć.
- W bibliotece znalazłam parę ciekawych książek. Leżą na dosyć dalekim regale. Zaprowadzę cię jutro lub pojutrze.
- O, bardzo dziękuję! – ucieszyła się Cornelia – To te, o tych Granicach Rzeczywistości?!
Duch kiwnął głową i przeleciał przez jedną ze ścian.
- Jakich Granicach Rzeczywistości? – zdziwiła się Trish, wracając do pokoju.
- Na tych, na których stoi Dom mój i Dom wujka – odpowiedziała i zaczęła układać swoje ubrania w szafie.
- A o co z nimi chodzi?
- No, to miejsce, gdzie styka się wyobraźnia jakiejś Rowling i nasz świat – odparła wyciągając kostium kąpielowy.
- Rowling?
- Rowling. A ja prowadzę dogłębne badania na temat Granic.
- I co wybadałaś? – spytała Trish siadając na łóżku.
- Osoby, które mieszkają w pobliżu, mają swoje wariactwa. Wiesz, obcowanie z dwoma światami.
Wykład o światach równoległych chyba nie powinien być wygłaszany tak obojętnym tonem. Ani przy układaniu spodni w szafie.
- Ty nie masz.
- Jak to: nie mam? Rozmawiam z kotem. A to moje wariactwo, bo w rodzinie nikt inny tego nie robi. A żeby było dziwniej, ja tego kota rozumiem.
Trish spojrzała na Toma, który zwinął się w kłębek na poduszce i mruczał zadowolony życia.
- A to jego wariactwo. Rozumie mnie. No i jeszcze gania psy.
- No wiem, że go rozumiesz.
Trish przypomniała sobie drugą klasę. Jechały do Hogwartu i w pociągu zaczepiła ich trójka Ślizgonów z szóstego roku. Angela wybuchła płaczem, Tania złapała za różdżkę, a ona zaczęła piszczeć. Cornelia nie odrywając wzroku od szyby powiedziała tylko: Bierz ich.
Ślizgoni wyszli z przedziału z kilkunastoma ranami po pazurach i zębach. I kopniaku Cornelii. Jeden próbował rzucić w Toma zaklęciem, kiedy skalpował jego kolegów. Wykopała mu różdżkę, przy okazji łamiąc nadgarstek.
- I co jeszcze?
- Różne rzeczy mogą przelatywać przez Granice.
- Przelatywać?! Ludzie też?! – krzyknęła, nagle przestraszona Trish.
- Tak, ale do tego trzeba zaklęcia. A ja go nie znam. A przekraczać mogą niektóre rzeczy, a nawet myśli człowieka.
- Myśli? Ktoś tam myśli to co ty? – zdziwiła się. Cornelia pokręciła głową przecząco.
- Nie. Po prostu myśl ucieka. I lata tam w powietrzu. Nie wróci, póki po nią nie pójdziesz.
- Acha. A co jest za tymi Granicami Rzeczywistości?
- A bo ja wiem? Sądzę, że świat równoległy. I przedmioty. One przez to, że są na Granicach, zapominają, gdzie naprawdę się znajdują. Zaczynają pomału szaleć – Cornelia porzuciła ubrania i zaczęła zawzięcie gestykulować.
- Ale tu są normalne. Tak mówiłaś.
Brwi Cornelii powędrowały w górę.
- Nic takiego nie mówiłam.
- No, twierdziłaś, że się nie zmieniają.
- Bo się nie zmieniają! Ale to nie znaczy, że są normalne. Chodź, oprowadzę cię, sama się przekonasz.
Ignorując wszystkie protesty Cornelia wypchnęła przyjaciółkę z pokoju i ruszyła schodami w dół. Po paru minutach Trish przyznała jej bezsprzeczną racje. Te pokoje i meble były nienormalne.
Pomieszczenie zajęte przez Sue i Mary przypominało salon piękności. Na wszystkich ścianach, a nawet suficie, wisiały lustra. Nawet blat stołu był zrobiony z zwierciadła. Ponadto, na małej toaletce Sue już rozstawiła wszystkie swoje malowidła. Może wrażenie, że to salon kosmetyczny, pogłębiała jeszcze suszarka, jak w zakładzie fryzjerskim, na jednym z niewielu wolnych miejsc ściany? U bliźniaczek był duch lady Wioletty, która dyskutowała z Sue, na temat starych metod makijażu, i Tom twierdzący, że nie może wytrzymać w swoim pokoju. Trish nie dziwiła się. Cornelia pokazała jej półokrągłe pomieszczenie z meblami poustawianymi byle gdzie i ścianami pomalowanymi na wszystkie kolory tęczy. Bolała od tego głowa. Cornelia powiedziała, że to ona uparła się by właśnie w tej świątyni błaznów ulokować Malfoya. Mary nie miała zastrzeżeń, bo dzięki temu byli blisko siebie.
Każdy pokój był dziwny, a obejrzały tylko ich część. Prawdziwy szok, przeżyła Trish w kuchni.
- Cześć wszystkim! – krzyknęła Nelia na progu.
- E... do kogo ty mówisz? Tu nikogo nie ma – zdziwiła się Trish. Cornelia spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem. Ach ta Trish. Jeszcze nie zrozumiała, że w takich Domach są różne dziwne rzeczy? A Cornelia już jest do nich przyzwyczajona i wie, co robi.
- Jak to, nikogo?! – odezwał się piskliwy głosik.
- A! Kto to?!
- Mikrofalówka* – odpowiedziała Cornelia.
- To mugolskie urządzenie? Myślałam, że czarodzieje tego nie używają!
- Wuj używa. I przez Granice te urządzenia nie potrzebują prądu, stały się magiczne. Mark, jest coś dobrego?
Chwila minęła za+nim Trish zorientowała się, że jej koleżanka mówi do lodówki.
- Oczywiście. Masz ochotę na galaretkę?
Drzwi otworzyły się same, ukazując całą kolekcję szklanek, wypełnionych galaretkami. Cornelia wyjęła dwie zielone i jedną podała Trish.
- Agrestowa.
Trish niepewnie wzięła do ręki naczynie i łyżeczkę.
- To co będziemy tu robić? – spytała.
- Och, same dziwne rzeczy.
* nie, to nie rycerz króla Artura. Pozwoliłam sobie pożyczyć to imię, bo akurat nic innego nie chciało mi przyjść do głowy.
* muszę się tu przyznać: gadającą mikrofalówkę i lodówkę zapożyczyłam z Witch.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen Mała Złośnica
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 612 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej
|
Wysłany: Sob 10:45, 04 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Podziękowania dla Nundu, która w lśniącą zbroje się przebrawszy, miecz i tarcze do ręki wziawszy w walke z przecinkami sie wdała i zwycięsko powróciwszym przesłała mi tekst poprawiony i oczyszczony ze wszystkich błędów haniebnych.
M.M.Z
P.S przepraszam, że tak dziwnie wklejone, nie mam pojecia co sie dzieje. Próbuje poprawic, wkleic jeszcze raz, ale sie nie da!
PS2. Ciąg dalszy, za chociaż połowę komentarza, nie ważne, czy pochlebnego, czy negatywnego.
3. W otchłań z pamięci
Och, same dziwne rzeczy.
To stwierdzenie Cornelii jak najbardziej odpowiadało prawdzie. Przez trzy
dni kąpały się w basenie, co w grudniu chyba jest rzadko spotykane, rozmawiały z duchami, zwiedzały dziwne pokoje, których było tak dużo, że nawet Cornelia, która odwiedziła to miejsce już kilka razy, nie była we wszystkich, a także wyszły na miasto wraz z Nietoperkiem w poszukiwaniu sałaty. Obeszli chyba wszystkie sklepy warzywnicze w promieniu trzech mil, zanim znaleźli ulubiony przez wampirka gatunek. W dodatku Tom Malfoy za każdym razem, kiedy zobaczył kota Toma, dostawał silnego ataku histerii.
Gdyby nie antypatia między Tomem i Tomem, może nigdy nie doszłoby to tych
zdarzeń bijących wszelkie rekordy dziwności. Zaczęło się całkiem zwyczajnie.
- Zabierzcie ode mnie tego potwora!
Cornelia została prawie strącona ze schodów przez szanownego potomka rodu
Malfoyów, który ukrył się za jej plecami. Kot przysiadł parę schodków niżej
i wlepił swoje żółte oczy w chłopaka.
- Czy mogę się dowiedzieć, co tu się dzieje? - spytała spokojnie. Ale ona
prawie zawsze była spokojna. Najpewniej kosmitów, którzy wkroczyliby do
kuchni, przywitałaby takimi samymi słowami, wypowiedzianymi tym
tonem. Nie przerywając smarowania bułki masłem.
- On mnie goni! - wrzasnął spanikowany Tom.
- To wiem. Ale dlaczego?
- Bo to piekielnie wredny kot? - spytał Malfoy.
- Sam jesteś piekielnie wredny - odwróciła się, a on wszedł trochę wyżej.
Kryjówka za jej plecami nie była jednak bezpieczna. - Tom nie atakuje bez
powodu. Chyba, że mu każę. Co się stało?
-Już mó... - zaczął blondyn, ale przerwała mu seria donośnych miauknięć.
Zaszokowany patrzył jak Cornelia przekrzywia głowę, zupełnie jakby słuchała.
Kiedy kot umilkł, uśmiechnęła się radośnie.
- No, to już wszystko jasne! Malfoy, nie dziw się, że cię goni, skoro zabrałeś
mu jego ulubiony kłębek wełny!
- Słuchaj no, Gold. Nie wmawiaj mi, że rozumiesz kota. I przestań mnie
wkurzać, bo...
- Co? - zachęciła go. - Avada Kedavra? Crucio? Spróbuj, proszę. Tom jest
szybszy od ciebie.
Stracił trochę na pewności siebie, patrząc w te żółte ślepia. Najwidoczniej
zwierzak marzył tylko o tym, żeby pozwolono mu zaatakować. Parę razy
miauknął. Słowa Cornelii potwierdziły obawy Toma.
- Och nie, maleńki. Mary byłaby smutna, jakbyś go trwale okaleczył - pokręciła
przecząco głową.
Kot wydawał się bardzo zawiedziony.
- Nie rozumiesz go. A to była tylko stara włóczka.
Po raz kolejny Tom zamiauczał.
- On twierdzi - Cornelia wskazała na swojego ulubieńca - że to był duży
kłębek z czerwonej włóczki. Ten, na który poprułam mu mój sweter i
podarowałam na urodziny. A Tom nie kłamie.
- Durny kot!
- Radzę go nie obrażać - ostrzegła Cornelia, patrząc, jak zwierzak pokazuje
pazury.
- Już ja się go pozbędę!
- Proszę bardzo, spróbuj. Tylko nie używaj trucizny, dobrze? Jeden Ślizgon
próbował. Tom od trucizn robi się dziwnie nadpobudliwy, nawet mnie nie chce
słuchać – odpowiedziała, przypominając sobie, biednego Alversa, który
spędził trzy dni w Skrzydle Szpitalnym. No cóż, jej kot nie był zbyt podatny
na otrucia i inne tym podobne sprawy.
Malfoy prychnął i ruszył po schodach.
Cornelia i Trish pluskały się na basenie. Bliźniaczki były z nową porcją
krewnych, która przybyła do Domu wuja Filipa.
A Tom Malfoy siedział w bibliotece.
Zastanawiał się, czy nie pozbawić tego kota pamięci. Ale Gold na
pewno zorientowałaby się, kto to zrobił. Kopniak, który wymierzyła
śmierciożercy w wakacje, wyglądał na mocny. Poza tym, Mary też lubiła kota i
mogłaby się pogniewać. Oczywiście, gdyby się dowiedziała. Ale ta szalona
Cornelia mogła[by] mu podać jakieś serum prawdy. Do wszystkiego była zdolna.
Westchnął i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając księgę otwartą na stronie
" zabrać wspomnienia i ulokować w jakimś przedmiocie".
Fluidy magii bardzo się ostatnio nudziły. Nic nie zmieniały, nowe ułożenia
ogrodu wydawały się takie bezbarwne.
Książka miała wyjątkowo silne pole magiczne.
Fluidy z zainteresowaniem zbliżyły się do otwartych kart.
- Narty są fajne! Zwłaszcza, jeśli można zaraz po bolesnych upadkach na zimny
śnieg wejść w sam środek lata! -Trish szła raźno w kierunku bramy. Te święta
nie były jednak takie złe. Wspaniały pokój, przyjaciółka, łyżwy, narty,
opalanie i basen, obok siebie. Piąty dzień ferii. Aż żałowała, że przerwa
świąteczna jest taka krótka!
- Ja lubię narty. Ale na lodowisku było fajniej!
- Bo świetnie jeździsz na łyżwach. A ja nie bardzo - odparła Trish. Cornelia
popchnęła bramę. Zza muru wyszli Tom i Mary, która chciała mu koniecznie
pokazać mugolskie kino.
- I jak było? - spytała Cornelia wchodząc na podwórko i natychmiast
zdejmując kurtkę, szalik i rękawiczki.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - Mary ściągnęła płaszcz. - Trzeba było na całą
salę rzucić Oblivate! I naprawiać ekran!
- Dlaczego? - zdziwiła się Trish.
- Bo Tom przestraszył się, jak na filmie jeden chłopak zaczął strzelać.
- Wcale się nie przestraszyłem - powiedział z godnością Ślizgon, zrzucając
kurtkę. - Chciałem tylko bronić Mary.
- ... i zaczął ciskać zaklęciami w ekran! Dobrze, że na sali było jeszcze
trzech czarodziejów, inaczej nie wiem, co by było! Nie poradzilibyśmy sobie
i afera w Ministerstwie murowana!
- Żadnej afery. O ile nie chcieliby stracić dotacji.
- Malfoy! Co ty chcesz?! W samym środku wojny z Voldemortem zdradzić
istnienie czarodziejów? - spytała Cornelia, lekko zezłoszczona. W szkole
prawie nigdy nie była wyprowadzona z równowagi. Ale kochana rodzinka i
Malfoy razem sprawiali, że dostawała palpitacji.
- Nie wymawiaj tego imienia! - krzyknęli równocześnie Tom i Trish.
- Nie boisz się chyba mleczarza? - spytała Cornelia z politowaniem. Tom
syknął, a przyjaciółka spojrzała na nią zaciekawiona.
- Jakiego mleczarza?
- Długa historia - Cornelia machnęła ręką - Kiedyś ci opowiem.
- Nic nie opowiesz!
- Tak? - spytała zaczepnie. - Spróbuj mnie powstrzymać.
- E... Przepraszam?
Cornelia spojrzała na wujka Ignacego, który podszedł do nich z dość niepewną
miną.
- Co się stało? - zapytała.
- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie ja jestem?
Popatrzyła na niego zdziwiona. Czyżby robił sobie żarty?
- No, a gdzie masz być? U Filipa.
- Acha! - wuj wyraźnie się ucieszył. - A mogłabyś mi jeszcze powiedzieć, młoda
damo, kto to jest wujek Filip?
Cornelia zaczęła się niepokoić.
- Twój przyrodni brat! No wiesz, długie wąsy, ciemne włosy, szare oczy.
- O! Rozmawialiśmy! Umówiliśmy się, że spróbujemy się czegoś dowiedzieć i
spotkamy się nad basenem!
- Wujku, o co chodzi? - spytała poirytowana Mary. - Robisz sobie z nas
żarty?
- To ja jestem waszym wujkiem? - zainteresował się, niebotycznie zdziwiony.
- Przestań się wygłupiać. To nie jest śmieszne! - krzyknęła Cornelia.
Zaczynała się bać.
- Ale ja się nie wygłupiam, dziecko. Po prostu nie pamiętam, żebym był czyimś
wujkiem
- O, Merlinie! On stracił pamięć! - wrzasnęła Trish, patrząc na mężczyznę z
przerażeniem.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? Babcia Heather, Sue, Victoria. - wypytywała
Mary. Wujek pokręcił głową. Cornelia zaczęła się zastanawiać.
- A UFO?
- UFO! Oczywiście, że wiem wszystko o UFO! Otóż...
- Wszystkiego nie zapomniał, ale on chyba nie żartuje. - Tom spojrzał na towarzyszki niepewnie. Nie podobało mu się to.
- Zaraz! O kurczę, on mówił coś o wujku Filipie! - przypomniała sobie
Cornelia, łapiąc się za głowę. - Idziemy nad ten basen!
Sytuacja nie przedstawiała się zbyt różowo.
Wuj Filip także nie miał pojęcia, kim jest. I nie tylko on. Spotkali też Sue,
która na ich widok zaczęła krzyczeć, matkę i babcię Heather. Nikt nic nie
pamiętał.
Mary wybuchła płaczem.
Trish dostała ataku histerii.
Tom był przerażony.
A Cornelia oddawała się ważnemu zajęciu. Myślała.
- To nie mogło być Oblivate - powiedziała w końcu.
- Dlaczego? - zdziwiła się Mary. Siostra popatrzyła na nią ze złością.
Przebywanie z Tomem wyraźnie szkodziło jej inteligencji.
- Spójrz! Magia ich nie dziwi. Babcia najpierw biegała dookoła drzew jak
małe dziecko, a teraz siedzi i narzeka na ból stóp. Wujek pamięta wszystko o
UFO. A Sue wdzięczy się do swojego odbicia w basenie!
Trish przestała podskakiwać w kółko i powtarzać, że to na pewno Wiadomo Kto
dokonał zamachu na ten Dom i spojrzała na przyjaciółkę trochę niepewnie.
- Nie zapomnieli o swoich wariactwach.
- Właśnie! - Cornelia ucieszyła się, że choć jedna osoba zrozumiała, o co jej
chodzi. - Poza tym. - położyła palec na ustach zamyślając się na chwilę. -
są osoby, które na pewno pamiętają! Powiedzą, co się tu stało!
- Kto? - Tom zaczął się uspokajać. Mary ciągle szlochała, ale już mniej.
- Duchy!
- Nelia! Jesteś genialna! - Trish z podziwem spojrzała na koleżankę.
- Ale gdzie można je znaleźć?
- Nie wiem! Pójdziemy parami... - zaczęła Cornelia, ale Malfoy jej przerwał.
- Ja idę z Mary.
- Nic z tego. Ty idziesz z Trish - stanowczo zaprotestowała.
- Dlaczego?! - trzy oburzone okrzyki jednocześnie. Cornelia prychnęła ze
złością. Zbiorowa utrata pamięci w rodzinie, a oni o jakiś romansach myślą!
- Bo jak coś znajdziemy, trzeba zawiadomić resztę. A ja i Trish nie możemy
używać magii poza szkołą!
Tom popatrzył na nią, jakby chciał wyciągnąć różdżkę i przetestować swoje
umiejętności w dziedzinie rzucania niewybaczalnych. Niewykluczone, że
właśnie tego pragnął. Trish nie podobało się to spojrzenie.
- Ja nie chcę iść z nim! - zapiszczała. Cornelia aż przykryła twarz dłonią z
rozpaczy.
- Merlinie, daj mi cierpliwość! Jak ja z nim pójdę, to jedno z nas tego nie
przeżyje. Malfoy! Bez protestów! On cię nie zje. A ty przestań beczeć,
Mary! - złapała siostrę za rękę i pociągnęła w kierunku Domu.
- Mimi najczęściej siedzi w kuchni. Lady Wioletta w ogrodzie. Panna Daphne w
bibliotece. - Cornelia usiłowała przypomnieć sobie, gdzie można spotkać
duchy.
W ogrodzie nie było żadnego. W kuchni znalazły Nietoperka, który na ich
widok schował się pod stół, tuląc do piersi sałatę. Za to na drodze do
biblioteki zobaczyły kota.
Ogromny, z czarnym ogonem i uszami, białymi łapkami i grzbietem w żółto-siwe
plamy. Tom.
- Tom! Kici kici! Pamiętasz mnie?! - Cornelia przykucnęła, wyciągając ręce w
jego stronę. Kot podszedł bez wahania.
- Pamiętasz! - z ulgą podrapała ulubieńca za uszami.
- Skąd wiesz? - zainteresowała się Mary. Już zdążyła wziąć się w garść.
- Powiedział. Tom, choć z nami, bo jeszcze i tobie coś się stanie. Musiał
wyjść z Domu, jak to się stało. Nie widziałeś gdzieś duchów?
Kot radośnie zamerdał ogonem i ruszył schodami w górę. Mary prychnęła.
- To może jeszcze spytasz się go, co się tu dzieje? - spytała z
lekceważeniem.
- Kochana, czy ty nie przejmujesz inteligencji Malfoya, przypadkiem?
- Czego ty chcesz od Toma! On jest taki miły.
- Zwłaszcza dla szlam i mugoli.
- Grzeczny.
- Tak jak wtedy, kiedy stwierdził, że ja i pół NASZEJ rodziny to idioci?
- Mądry.
- Więc skąd to Nędzny ze wszystkich wypracowań z Wróżbiarstwa i Historii
Magii.
- Opanowany.
- Każdy opanowany czarodziej rozwala ekran mugolskiego kina?
Mary popatrzyła na nią z wyraźną złością.
- Ty w każdym widzisz tylko wady! To taki wspaniały, wrażliwy chłopak.
- Tak! Po prostu popularny w szkole, bo ma szmal! I, jakbyś nie zauważyła, to
śmierciożerca!
Jej siostra wyglądała na bardzo urażoną.
- Ty...
- Przepraszam - ze ściany wypłynęła Daphne i popatrzyła na panny Gold
z dezaprobatą. - Mogłybyście tak nie krzyczeć?
- Daphne! Kochana, błagam, powiedz, co się tu dzieje! - Cornelia miała wielką
nadzieje, że duchy nie straciły pamięci. To niemożliwe! Prawda?
- Czemu nie zapytacie tego chłopca? Przyjaciela Mary?
- Ja cię uduszę! Zamorduje! Rozerwę na strzępy!
Ledwo Tom wkroczył do biblioteki, w jego stronę pomknęła Cornelia z dość
nieprzyjaznymi zamiarami. Jej kot patrzył na niego tak, że łatwo można było
stwierdzić, że chętnie pomoże swojej pani.
- Nelia! Uspokój się, proszę! On nic nie zrobił! - Mary stanęła w obronie
swojego chłopaka.
- NIC?! Jak to: nic?!
Trish popatrzyła na przyjaciółkę niepewnie. Nigdy nie widziała jej w takim
stanie.
- Otworzył jakąś książkę. Wielkie mi rzeczy!
Cornelia bardzo żałowała, że czarodzieje nie mogą używać magii poza szkołą.
- Naprawdę nie rozumiesz?!
- Echem. O co tu chodzi? - spytał Malfoy.
- O co?! Próbowałeś wyczyścić pamięć mojego kota!
- Ale tego nie zrobiłem!
- Tak! Ale książkę zostawiłeś otwartą! W takich miejscach nigdy, przenigdy
nie zostawia się ksiąg magii otwartych!
Panna Daphne, unosząca się nad stołem, pokiwała głową twierdząco.
- Nelia, to zaklęcie więzi wspomnienia w innym miejscu. I to w promieniu pół
kilometra! Wystarczy czar i je znajdziemy! - krzyknęła Mary, podnosząc się ze
stołka. Cornelia aż drżała ze złości. Ostatni raz była taka wściekła, kiedy...
Nigdy nie była taka wściekła!
- Nic nie rozumiecie! One przeszły!
- Gdzie przeszły? - zainteresował się Tom.
- O nie - Trish chyba zaczęła rozumieć. - Jeśli myśli mogą...
- Tak! Wspomnienia też!
- Czy ktoś wreszcie powie mi, o co chodzi?! - zdenerwowała się Mary.
- Wspomnienia naszej rodziny przekroczyły przez Granice Rzeczywistości!
- A co to znaczy?
Cornelia nabrała powietrza w płuca.
- Są w świecie równoległym.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Madlen Mała Złośnica
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 612 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej
|
Wysłany: Wto 15:49, 14 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Jestem na was obrażona drodzy czytelnicy:P(taaa, jeśli ktos to czyta)
4. W blasku księżyca
Beta: Nundu
- Dlaczego ja mam najwięcej?! – jęknął Tom, kiedy Cornelia postawiła przed nim pokaźny stos książek. Popatrzyła na niego, jak na okaz wyjątkowo obrzydliwego pająka.
- Bo to twoja wina! A teraz szukać! – Usiadła obok Trish i zaczęła przeglądać pierwszy tom z brzegu.
- Czego? – spytała Mary, sięgając po jedną z książek.
- Zaklęcia, które pozwoli nam przenieść się przez granice i pójść po wspomnienia rodziny – odparła, gorączkowo przerzucając kartki. – Tobie, mnie i obu Tomom. Trish to nie dotyczy.
- A mnie dotyczy?! – spytał Malfoy, przeglądać egzemplarz „Poprzez światy”
- Jesteś chłopakiem Mary, a to wszystko twoja wina! – krzyknęła Cornelia z wściekłością.
- Szukać! A jak już znajdziemy, trzeba zebrać rzeczy, które mogą się przydać – powiedziała stanowczo i znowu wróciła do kartkowania ksiąg. Ale reszta miała jeszcze mnóstwo pytań.
- A wspomnienia same nie wrócą? – spytała Trish.
- Nie!
- Jak stamtąd wrócimy? – zainteresował się Tom.
- Trzeba znaleźć jeden z Domów stykających się z naszym światem i wypowiedzieć zaklęcie.
- A po co te rzeczy? Przecież tylko przejdziemy, zabierzemy wspomnienia i… - powiedziała Mary.
- Nie.
- Jak to: nie? – zainteresował się Malfoy.
- Nie rozumiecie?! Tam wszystko jest na opak! To znaczy, że ten Dom jest tam całkiem normalny! A w nim znajdziemy te wspomnienia. Natomiast my przekroczymy Granice w punkcie skrajnym. Czyli… w domu, który po naszej stronie jest najzwyczajniejszy w świecie.
- Ale to może być wszędzie! – krzyknęła przerażona Mary.
- Dokładnie – potwierdziła Cornelia. – Udało mi się obliczyć, gdzie jest jeden.
- Gdzie?!
- Gdzieś na ulicy, która po naszej stronie nazywa się Privet Drive - odpowiedziała.
- Czy to nie tam mieszka Potter? – zapytała Trish. Cornelia pokiwała głową.
- Ale nie w jego domu. Bo on tam mieszka, więc to mieszkanie nie jest do końca normalne – szybko przejrzała kartki. Tu też nic nie było! – Wylądujemy w jednym z takich miejsc, potem trzeba będzie znaleźć odpowiednik Domu wujka, zabrać wspomnienia i pójść do najbliższego punktu skrajnego. A potem wrócić.
- Dobrze. A co, jeśli coś z tego planu nie wyjdzie? – spytała Mary niepewnie. Cornelia wzruszyła ramionami.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Mówi się, że najgorsza prawda jest lepsza od niepewności. Mary uznała, że tym razem nie zastosuje się do tego powiedzenia.
- Chyba nie.
Przez jakiś czas słychać było tylko szelest przewracanych kartek i jęki zawodu, kiedy okazywało się, że kolejna książka nie zawiera pożądanych informacji. A tomów w sumie było około stu i trzeba było sprawdzić wszystkie. Panna Daphne utrzymywała, że za życia w jednym znalazła to zaklęcie. Ale to było prawie sto lat temu. I pamięć trochę jej szwankowała.
Plan wydawał się prosty. Według opisu Cornelii. Ale istniało mnóstwo wypadków i problemów, które mogły się zdarzyć, a o których wolała nie wspominać przy innych. Mogło na przykład rozerwać ich na pół. Umysł mógł zostać po tej stronie, a ciało przejść tam. A to oznaczałoby, że w równoległym świecie pojawiliby się jako wariaci. No cóż. To nie byłaby chyba taka wielka zmiana.
- Przepraszam? – do biblioteki wsunął się wuj Filip. Ale coś było nie tak…
- Wujku! Gdzie twoja broda?! – Mary podniosła głowę znad książki.
- Te kłaki? Ściąłem je.
Cornelia jęknęła. Broda, która co jakiś czas zmieniała kolor, była największą chlubą wujka Filipa.
- Czego chcesz?
- Jestem głodny – wyznał z zakłopotaniem.
- Kuchnia jest na dole, poproś lodówkę, to coś ci da.
- Czy ktoś wytłumaczy mi, co się tu dzieje? – przez ścianę biblioteki przeniknęła zjawa w zbroi. – Dlaczego Susana bawi się różdżka i podpala wszystko, co się da? A jej matka gasi te pożary mlekiem i śmieje się, zamiast na nią nakrzyczeć?
- Wszyscy stracili pamięć – odparła Cornelia, nie odrywając wzroku od kartek. Malfoy zaklął i odłożył kolejną książkę do sporego stosu już przejrzanych.
- Jak to: stracili pamięć?!
- Normalnie. Zapomnieli – wyjaśniła mu Mary, przewracając kartkę.
- To nie do pomyślenia! Jak można o mnie zapomnieć! – oburzył się sir Gwain.
- Zwyczajnie.
- Jak tak można! Jestem największym rycerzem wszechczasów! Mnie nie należy zapominać! To nieprzyzwoite! – zamachał swoim widmowym mieczem i przeciął nim szyję Toma. Chłopak wzdrygnął się. Cornelia westchnęła. Jaka szkoda, że to nieprawdziwa broń!
- Nasza rodzina nie jest przyzwoita – powiedziała, sięgając po kolejną księgę.
- Za moich czasów nic takiego się nie zdarzało. Nikt nie pozwoliłby sobie, żeby od tak – duch pstryknął palcami – stracić pamięć! Kiedy ja żyłem, trzeba było odprawić odpowiedni rytuał.
- Kiedy ty żyłeś, czarownice płonęły na stosach – oświadczyła Mary. Sir Gwain zrobił oburzoną minę.
- Zero szacunku dla starszych! Za moich czasów…
- Mam! Mam, mam! – Trish zaczęła podskakiwać na krześle, pozostała trójka zerwała się ze swoich miejsc i rzuciła w jej stronę. Cornelia i Tom zrobili to z takim zapałem, że wpadli na siebie i Malfoy uderzył nosem w blat stołu. Nelia nie zwracając na to uwagi wyrwała przyjaciółce księgę i zaczęła czytać.
- Aby Granice Rzeczywistości przekroczyć, w nów księżyca na cmentarzu pokrzyw garść zebrać trzeba, na pergaminie symbol przeznaczenia zapisać krwią i dwanaście świec przygotować. W nocy w kręgu świece ustawiwszy, dłoń na runie położyć, pokrzywę na pastwę ognia rzucić i wypowiedzieć zaklęcia słowa: Babcia muminek poszła do wróżki?!
- Co za głupie zaklęcie!
- Wiem. Co to w ogóle są te muminki?!
- Skąd weźmiemy pokrzywy? – zainteresowała się Mary. – W grudniu?
- Och, poprosi się Dom, żeby utworzył tu cmentarz z pokrzywami.
Malfoy prychnął.
- A jak chcesz to zrobić, Gold? Powiesz: wspaniały Domu, prosimy, utwórz nam tu cmentarzyk, tylko koniecznie z dużą ilością pokrzyw?
Coś huknęła, błysnęło i potrząsnęło. Trzy dziewczyny rzuciły się do okna. Ich oczom ukazał się spory, stary cmentarz z wierzbami i brzozami. A co najważniejsze – pełen pokrzyw.
- Tak, Malfoy – powiedziała Cornelia z satysfakcją. – Właśnie tak.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|