|
Forum Puchonów ;) puchońskie forum ;>
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nefhenien ex-nieśmiałek
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 559 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:51, 07 Cze 2006 Temat postu: II - ff opowiadający o Dorcas Meadowes |
|
|
A oto i wyczekiwany pojedynek!
Pojedynkujący się: Madlen, Jupka
Tytuł: dowolny
Temat: kicz zamierzony
Długość: od 3 – 13 stron worda.
Forma: ff opowiadający o Dorcas Meadowes* – z punktu widzenia dowolnej osoby, na poważnie jeśli można, nie komedia.
Warunki: musi się pojawić choć jeden bohater wymieniony w kanonie, róże, zdanie „nigdy nie próbuj ode mnie odejść” może być trochę przekształcone (np. „nie próbowała odejść”, „próbował odejść”), oraz Ślizgonka/Ślizgon (może być tylko wspomniany), pierścionek. Jeśli się nie da można jedną, góra dwie rzeczy pominąć. I uwaga, uwaga. Musi się pojawić romans!
Bety: brak.
Termin: 7 czerwca
BANG!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nefhenien dnia Śro 15:17, 07 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Nefhenien ex-nieśmiałek
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 559 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:00, 07 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tekst A
Królewna Węży
Jednostajny stukot kropel deszczu uderzających o szybę, odurzający zapach śnieżnobiałych róż, które wciąż jeszcze były świeże i pachnące – w końcu dostali je od Lily, mistrzyni zaklęć, która zatrzymała te kwiaty w czasie.
Biała suknia wisząca w szafie i nieduże buciki porzucone w kącie. Cały świat ograniczał się teraz dla niego do tego ładnego, pomalowanego na żółto pokoju, dźwięku deszczu i ciepłej pościeli.
Poduszka wciąż jeszcze pachniała Dorcas.
Padał deszcz, kiedy spotkał po raz pierwszy małą Dorcas. Niziutka dziewczyna o brązowych oczach z daleka wyglądająca tak dziecinnie i bezbronnie. Ale jeśli spojrzała na człowieka tym swoim zimnym spojrzeniem, wykrzywiła usta w złym uśmiechu i rzuciła jakąś kąśliwą uwagę, złudne wrażenie natychmiast mijało. Nie była grzeczną, bezradną osóbką.
Słyszał już o niej od swojego brata – była dość dobrą aurorką, jednak nie to sprawiło, że wzbudzała zainteresowanie. Raczej to, że należała do protegowanych Dumbledore’a choć w Hogwarcie była Ślizgonką, a jej ojciec zginął walcząc po stronie Czarnego Pana. Cała rodzina Meadowes znana była z praktykowania mrocznej magii.
Kiedy przesłuchiwała go w sprawie zabójstwa jego dobrego przyjaciele zastanawiał się, czy Albus Dumbledore słusznie obdarzył małą Dorcas swoim zaufaniem. Wydawała się zimna jak lód, złośliwa, nie miała w sobie ani grama współczucia.
A jednak coś go w niej zafascynowało – przyglądał się jej z zaciekawieniem, kiedy po przesłuchaniu przeszła w deszczu parę kroków, by po chwili zniknąć z cichym trzaskiem.
Kim była ta niepozorna mała wężyca, która odeszła od własnej rodziny?
Powinien się teraz cieszyć. Ale nie było radości, nie było śmiechu. Tylko ból, który wydawał się rozrywać go od środka, chęć schwycenia różdżki i sprawdzenia, czy potrafiłby rzucić TO zaklęcie. A potem przerażająca niemoc, obojętność, jakby wszystko znikło.
Nie chciał nikogo wpuścić. Nie potrzebował fałszywych pocieszeń, zapewnień, że go nie zostawią, że wszystko będzie dobrze.
Nic już nigdy nie będzie dobrze.
- Alicjo! – głośny okrzyk, pełen złości i jakby… strachu? Podniósł wzrok znad czytanej gazety i zobaczył brązowowłosą, niską dziewczynę biegnącą na złamanie karku do młodej, ładnej kobiety, która stała teraz ze spuszczoną głową, czekając aż tamta do niej dobiegnie.
- Co ty sobie myślisz!
Alicja podniosła głowę i spojrzała na krzyczącą tak, że zrobiło się mu jej okropnie żal. Poczuł nagłą złość na pannę Meadowes, która w taki sposób wrzeszczała na tą ładną dziewczynę. Alicja była wyższa od Dorcas i nie miała tak dziecinnych rysów twarzy. Była też chyba od niej trochę starsza. A jednak wydawało się, że teraz biedna Alicja jest tylko dzieckiem, któremu udziela reprymendy dorosła, zła ciotka.
- Wiesz, że mogło ci się coś stać!
Nadstawił ucha zaciekawiony. Coś groziło tej kobiecie? Przecież teraz nikt nie był bezpieczny! Widocznie są jakoś spokrewnione i ta Ślizgonka jest zbyt opiekuńcza.
- Przepraszam… ja tylko…
Alicja mówiła cicho i nie dosłyszał, co tylko. Wyraz twarzy Dorcas złagodniał, objęła kobietę ramieniem. Pomyślał, że może nie jest jednak takim potworem jak z początku myślał.
- Kochana, musisz uważać na siebie. Masz pojęcie co zrobiłby mi Frank, gdyby dowiedział się, że spuściłam się z oka na swojej zmianie? Przecież… - chciała coś jeszcze dodać, ale dostrzegła go. Zorientowała się od razu, że słucha ich rozmowy, natychmiast znikła z jej twarzy cała łagodność. Chyba odruchowo ręka dziewczyny powędrowała do kieszeni,
w której pewnie miała różdżkę.
- Idziemy – rzuciła sucho, ciągnąc za sobą Alicję. Rozglądała się na boki, jakby spodziewała się, że za każdym drzewem może czaić się niebezpieczeństwo.
Pokochał wężową królewnę, która odwróciła się od swojego gniazda i zamieszkała w legowisku lwów. Przecież ostrzegała go, że ona jest zawsze tam, gdzie Avady lecą gęsto i zawsze może wyjść by już nie wrócić. Powinien był wiedzieć, że nigdy nie usiądzie z nią przy kominku, nie pogładzi jej siwych włosów i nie zaczną wspominać wspólnie spędzonych lat.
Jego królewna była zbyt odważna, żeby żyć długo.
Po raz trzeci zetknął się z Dorcas na przyjęciu u swoich znajomych McKinnonów. Siedziała w kącie z daleka od reszty towarzystwa i wpatrywała się w kieliszek. Wydała mu się nagle wyobcowana i smutna.
Mimo wszystko była wężem, choć otaczały ją same lwy. I wiedziała, że do nich nie pasuje.
Skończył rozmawiać z Remusem Lupinem Przysiadł się do niej i ignorując parę kąśliwych uwag dziewczyny przesiedział przy niej cały wieczór. Nie żałował. Kiedy już przestała być złośliwa zdając sobie sprawę z tego, że z jakiegoś powodu on nie ma zamiaru odejść, okazała się być całkiem ciekawą rozmówczynią.
Odprowadził ją do domu, choć przecież mogli bez trudu się teleportować. Zmokli okropnie. Przed drzwiami zapytał, czy mogliby się kiedyś spotkać – i ku jego ogromnemu zdumieniu nie powiedziała „nie”.
Sto i jeden powodów, dlaczego nie powinni być razem, podawała mu przy stu i jednej okazji.
Kiedy po raz kolejny zapraszał ją na kolację, całował na dobranoc, pierwszy raz został u niej na noc, zaproponował żeby się do niego przeprowadziła i gdy wreszcie dał pierścionek błyszczący zielenią. Za każdym razem tłumaczyła mu, że za wiele ich dzieli.
Powtarzała to tyle razy, jakby miała nadzieję, że nie mogą przekonać siebie uda jej się przekonać jego.
- Nie rozumiem, dlaczego zostałaś aurorką i przyjaźnisz się z Gryfonami – palnął podczas obiadu w barze. Natychmiast ugryzł się w język. To było dopiero ich trzecie spotkanie
i przestraszył się, że zrazi do siebie niezbyt wylewną dziewczynę. A coś go w niej przyciągało i nie chciał się z nią rozstawać.
- Wiesz, ja jestem Ślizgonem – uśmiechnęła się do niego, wcale nie zimno. – A my przecież zdradę mamy we krwi, więc nie ma w tym chyba nic dziwnego, że byłam taka… niewdzięczna w stosunku do rodziny. Poza tym moją przyjaciółką jest tylko Alicja. Syriusz Black na przykład ostatnio dostał ode mnie zaklęciem.
Zaśmiał się. Wprawdzie rzucanie zaklęciami na prawo i lewo nie pasowało do niej zbytnio, ale poznał Blacka i nie zdziwił się, że Gryfon wyprowadził ją z równowagi.
- Alicja jest twoją przyjaciółką?
- Tak – Dorcas wzruszyła ramionami. – Jest teraz jedyną osobą, którą mogę tak nazwać.
Spojrzał na nią zainteresowany. Teraz? No tak. Przecież odwróciła się od kochanej familii, Voldemorta, a także zapewne od większość osób z jej dawnego Domu.
- Teraz? A kiedyś?
- Kiedyś moją „prawie przyjaciółką” była Victoria Sweet. No i… Severus Snape. Ale to stare dzieje – uśmiechnęła się do niego i zaczęła wybierać z sałatki kawałki papryki.
Mówiła, że nie pozwolą jej żyć. Jej rodzina nie wybaczy zdrady. W dodatku nie jest obojętna, nie stoi z boku, ale walczy przeciwko Voldemortowi, przeciwko własnym krewnym. Nie chce narazić go na niebezpieczeństwo. Jest złośliwa, trudno z nią wytrzymać. On nie chodził do Hogwartu, ale do innej szkoły, byłby jednak pewnie w Gryffindorze lub Hufflepuffie. Ona zaś była Ślizgonką – i nigdy, przenigdy, nawet uderzając Drętwotą w plecy dawnego znajomego ze swojego Domu, szpiegując byłą koleżankę, siadając między Gryfonami w czasie jednego z zebrań Zakonu nie wątpiła, że Tiara Przydziału umieściła ją w jedynym odpowiednim dla niej miejscu. Nie powinni być razem, nie pasują do siebie…
Nigdy go nie przekonała.
- Deszcz mnie prześladuje – mruknęła patrząc na zachmurzone niebo, z którego padały drobne krople. Szli na bal, a sala była zabezpieczona przed teleportowaniem. Długo zajęło przekonanie jej, że powinna mu towarzyszyć. W końcu należał do „wyższych sfer” i miały być tam same znane osobistości. Uważała, że tam nie pasuje.
- Bo jesteś deszczową dziewczynką Cas – odgarnął z jej szyj kosmyki włosów. Coraz częściej pozwalał sobie na takie poufałe gesty.
- Deszcz zniszczy mi sukienkę – stwierdziła ze złością. Nie mogła rzucić żadnego zaklęcia chroniącego przed wodą, bo jakiś mugol szedł parę kroków za nimi.
- Ty we wszystkim wyglądasz pięknie wężowa królewno.
Nie będzie więcej pocałunków małej Cas, nie będzie kłótni i złośliwych uwag. Radosnego uśmiechu, błysku w oczach – był jedną z niewielu osób, które mogły te iskry w jej brązowych oczach obserwować. Nie będzie niekończących się dyskusji i tańca.
Nie będzie niczego.
- Pierwsze przykazanie Ślizgona. Węże nie płaczą.
Stał w drzwiach. McKinnowie nie żyją. Był zrozpaczony, ale widząc kamienną twarz Dorcas i jej spokój także się opanował.
- Po mnie też masz nie płakać – dodała po chwili.
- Nie gadaj głupot Cas – zganił ją, przyciągając do siebie.
Siedzieli przez chwilę przytuleni. Dorcas oparła głowę o jego ramie i zamknęła oczy.
- To nie są głupoty. Nie słuchałeś mnie, kiedy mówiłam, że nie możemy być razem, więc… przyzwyczai się do myśli, że kiedyś pocałuję cię na pożegnanie, powiem do zobaczenia, a potem nigdy już nie wrócę…
Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, jak okrutne były te słowa.
Tysiące razy przytulał ją do siebie. Jadł przypalone potrawy, bo nie umiała gotować, a ona znosiła to, że wstawał zawsze wcześnie rano i przy okazji budził też ją, choć wcześniej miała nocną zmianę – a to jako aurorka, a to jako członkini Zakonu Feniksa.
Kiedy wracała z kolejnej misji obejmował ją mocno i chciał błagać, żeby nigdy więcej już nie trzymała go w takiej niepewności, ale nie powiedział tego na głos ani razu. W zamian Dorcas znosiła niekończące się grzeczności i nudne pogawędki z ludźmi z jego sfery.
Nie zgadzali się w wielu rzeczach i często kłócili. Kochał te kłótnie. Bo tak cudownie potem było się pogodzić.
Teraz to zniknęło.
Odeszła jego wężowa królewna. I zabrała ze sobą cały śmiech i radość.
- Cas tak się bałem… - wpatrywał się w bladą twarz swojej małej Dorcas, leżącej na szpitalnym łóżku. W czasie jednej z tych misji dostała paroma zaklęciami. Gdyby nie James Potter, pewnie już nigdy nie zobaczyłby jej żywej.
- Niepotrzebnie – uścisnęła jego rękę. – Co ma być to będzie.
- Muszę podziękować Jamesowi… - wstał, ale nie puściła go.
- Ani mi się waż! Jest teraz na sali Lily.
- Tak? – zdziwił się okropnie. Pani Potter w szpitalu? Dorcas zaśmiała się lekko.
- Tak. Od dwóch dni ma synka, Harry’ego.
Nic o tym nie wiedział – w końcu nie przyjaźnili się zbytnio z Potterami, choć jego wężowa królewna żywiła pewną sympatię do Lily. Rudowłosa, urocza dziewczyna była jedną z niewielu osób, które zaakceptowały Dorcas pomimo tego, że była Ślizgonką.
- Cas – powiedział nagle bardzo uroczystym tonem. – Czekałem na ciebie z kolacją, nie chciałem żeby to wyszło tak…
- Coś się stało? – zaniepokoiła się, siadając na łóżku.
- Tak – stwierdził twardo. – Chcę, żebyś już nigdy nie próbowała ode mnie odejść.
Zachichotała. A on zastanowił się, jak to się stało, że z początku uważał ją za zimną i nieprzystępną.
Teraz nie wyobrażał sobie bez niej życia. Od miesiąca mieszkała u niego i już nie pamiętał, jak to było, gdy nie budził się u jej boku. Tak krótko się znali, a jednak wiedział, że jest tą jedyną.
- Nie spróbuje – obiecała solennie. – Chyba, że odciągną mnie siłą.
- Nie o to mi chodzi… - wyciągnął pierścionek w kształcie węża z zielonymi oczkami. Uznał, że to najbardziej będzie pasowało do Dorcas.
Oświadczył się swojej wężowej królewnie po ośmiu miesiącach znajomości.
Gdzie jesteś Cas?
Płakał bez łez. Nie wolno mu było płakać głośno – w końcu ona tego nie chciała.
Tysiące wspólnych chwil, tysiące słów, tysiące gestów.
W jednej chwili była tutaj, tuż obok, przytulona do niego – w następnej znikła gdzieś pod czarną ziemią, a nad nią anioł o kamiennej twarzy otwierał długie skrzydła.
To był koniec. Musi przynajmniej spróbować… się zemścić. A to co będzie potem… to nie ważne.
Wydawało mu się, że niebo płacze jego niewylanymi łzami.
Czy bierzesz sobie za żonę tę oto Dorcas Jane Meadowes…
Biała suknia, włosy splecione w kok. Uroczystość była dość skromna i niewiele osób na nią zaproszono. Po pół roku od chwili, kiedy na palcu Dorcas zabłysł wężowy pierścionek stanęli przed ołtarzem.
- Teraz jesteś już moja – szepnął jej do ucha, kiedy wirowali w tańcu. Jego matka uparła się, że wesele musi być, choćby skromne.
- Od dawna byłam.
Szkoda, że musiał się nią dzielić…
A miesiąc później nie było jej już przy nim.
Kiedy się dowiedział po prostu zamknął się w pokoju. Życie straciło sens.
Wpatrując się w bukiet róż wspominał jej uśmiech, kiedy wręczyła jej go Lily. Patrzył na suknię ślubną i przypominał sobie jak w niej wyglądała. Słuchał deszczy za oknem i przed oczyma stawała mu Cas w mokrym ubraniu z włosami przylepionymi do szyi.
- Jeden z nas będzie musiał się poświęcić – ostrzegł go Regulus. – A może i oboje.
- Dla mnie to już nie ma znaczenia – obrzucił swojego towarzysza zimnym spojrzeniem. Chciał tylko zemścić się, zrobić wszystko co w jego mocy, aby zaszkodzić temu, kto pozbawił go jego Cas.
Potem i tak już nic nie będzie ważne…*
Idę do ciebie wężowa królewno…
Zanim wyszedł z domu wiedząc, że może do niego nigdy nie wrócić ukrył jedną z róż od Lily w kieszeni.
Te śnieżnobiałe kwiaty przypominały mu dziecinną buzię jego żony. Widział ciągle małą Cas w białej sukni przyciskającą ten bukiet do piersi.
Żałował, że nie mógł zamknąć tamtej chwili w czasie, tak jak zrobiła to Lily z różami.
Koniec
* Najpewniej w ten wyprawie brali udział Regulus(R.A.B) i Severus. Ale chyba nie musi być wszystko zgodne z siódmym tomem, zwłaszcza, że nie został jeszcze wydany…
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Nefhenien ex-nieśmiałek
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 559 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:02, 07 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Tekst B
Z góry przepraszam za kicz i schematyczność oraz nudę i bezsens.
„Tylko w miłości kompletne zero może być dla kogoś wszystkim”.
[Jadwiga Rutkowska]
„Miłość to nie staw, w którym można zawsze znaleźć swoje odbicie. Miłość ma przypływy i odpływy. Ma też swoje rozbite okręty, zatopione miasta, ośmiornice i skrzynie złota i pereł. Ale perły leżą głęboko”.
[Erich Maria Remarque]
John nie był wyjątkowy. Był najnormalniejszym mężczyzną na ziemi. Uroczy, szarmancki, przystojny, miły, dowcipny. Zwykły ideał, którego chyba zawsze pragnęła. Wszystkie koleżanki zazdrościły jej takiego narzeczonego. Lubiła ich spojrzenia, pełne zazdrości, chciwości. To dawało jej poczucie wyższości, zupełnie, jakby była Ślizgonką.
Jej przyjaciółka twierdziła, że „ideały szybko się nudzą. Życie z nimi jest okej, dopóki nie zacznie brakować ci tej nutki spontaniczności i ciekawości, co zdarzy się dalej”. Teraz, po latach, tysiącach róż na każde urodziny i święta, musiała się z nią zgodzić.
Potrzebowała odmiany. Za wszelką cenę.
~*~
- Hej, Meadowes! Dorcas!
Ktoś podbiegł do niej i szarpnął za ramię, zasapany, zmęczony biegiem. Czego mógł chcieć człowiek, którego nie znała, a która znał jej imię?
Popatrzyła zdezorientowanym wzrokiem na twarz wysokiego, postawnego mężczyzny, zupełnie nie przypominając sobie, by go kiedykolwiek widziała. A jego twarz łatwo byłoby zapamiętać, zwłaszcza te przenikliwe, szare oczy. I włosy. Platynowy blond, zapewnie naturalny. Blada skóra, z drobnymi, prawie niewidocznymi piegami na nosie. Dobrze zbudowany. Mimo pięknej, słonecznej pogody, ubrany w długą, czarną szatę, rozwianą na wietrze.
Zdecydowanie pamiętałaby go.
- No, nareszcie się zatrzymałaś! – cudowny, męski, głęboki głos. Lekka ironia, denerwujące przeciąganie sylab.
- Ale…
- Malfoy. Draco Malfoy.
No jasne! Malfoy. Ślizgon. Syn Lucjusza Malfoya, diabelskie połączenie pięknej, arystokratycznej Narcyzy Black i tego irytującego Śmierciożercy. Zapomniała o tym, jak wyglądał, i jak bardzo sympatyczny się wydawał (ha!) – to był Malfoy. Ślizgon Malfoy. Nigdy nie miała zahamowań, co do Ślizgonów, ale… To był, na litość boską, Malfoy junior!
- Czego chciałeś? – odparła po chwili, niemiłym i zgryźliwym tonem. Wyraz twarzy Malfoya się nie zmienił, ale widać było, że był trochę zaskoczony tą reakcją kobiety.
- Zapomniałaś o czymś. Ale, jeśli ci na tym nie zależy…
Zapomniała? Niby o czym? Przecież wzięła wszystko z biura! I jakim prawem wchodził do jej gabinetu? Robiła się coraz bardziej wściekła.
Chłopak wyciągnął z kieszeni szaty nieduży, gruby notatnik, w którym zapisywała ważne daty, adresy i uroczystości.
Och. Faktycznie, nie wzięła go z biurka. Ale nadal pozostawało pytanie, co ten Malfoy robił w jej biurze.
- Skąd ty go masz? Był w moim biurze, nie przypominam sobie, byś miał pozwolenie do niego wchodzić…
- Czy to ważne? – ironia. Zapewne uczył się jej od dziecka. – Masz ten cholerny notes, byłem u ciebie, bo mój ojciec chciał ci coś przekazać. Widać, nie nadaję się, by informować stare, wredne panny o sprawach ministerstwa.
Przesadził. Pewnie dotarło to do niego sekundę po wymówieniu ostatniego zdania. Naruszył jej gryfońską dumę i honor. I był bezczelny; jak śmiał nawiązywać do jej życia osobistego?!
Dorcas rzuciła mu spojrzenie a’la morderca, wyrwała z ręki notes, obróciła się, i szybkim, zdecydowanym krokiem, ruszyła w stronę centrum.
Nie mogła pokazać, jak bardzo ją to bolało. Właściwie, nie była samotna. Miała Idealnego i Nieskazitelnego Johna Randoma, wysoko postawionego Ministra Edukacji. Czy to, co poczuła, znaczyło, że John to nie Ta Osoba?
Czy naprawdę musiała się nad tym zastanawiać?
~*~
Gdy wróciła do domu, zastała na kuchennym stole bukiet pięknych, różowych róż o krótki liścik. Nie musiała go czytać, by wiedzieć, od kogo jest.
Dorcas!
Wybacz, że przyszedłem do Twojego domu nieproszony, ale dzisiaj się już nie zobaczymy – wyjeżdżam w interesach do Belgii. Wrócę najdalej za tydzień. A te róże to swoiste przeprosiny.
Całuję,
John.
„No tak…”, pomyślała.
Właściwie, to, co poczuła, na wieść o jego wyjeździe było tylko chwilowym smutkiem. Krótkim, spowodowanym tylko tym, że będzie jej nudno i pusto. Nie w sercu, ale w domu.
W efekcie róże wylądowały w wazonie, a liścik włożyła do szufladki. Czy Johna też kiedyś „włoży do szufladki”?
~*~
Cały następny dzień minął jej spokojnie, nie za szybko, nie za wolno. W pracy było cicho; żadnych większych skandali, spraw. Gdyby chciała, wyszłaby wcześniej, ale nie miała po co, bo nic sobie nie zaplanowała.
Mieszkała w mugolskiej dzielnicy Londynu, gdzie pełno było różnorodnych (od ciuchów, poprzez jubilery i księgarnie. Były też restauracje i kawiarnie) sklepów – raj dla kobiet z pensją wyższą niż średnia krajowa.
Jednak, mimo to, postanowiła się przejść po sklepach.
Gdy wyszła z mieszkania, przebrana, po kawie i obiedzie, zaczęła zastanawiać się, co robią jej stare koleżanki; ze szkoły, z pracy, koleżanki koleżanek… Chciałaby wrócić do starych czasów, kiedy mieszkała w wielkim, pięknym zamku ze wszystkimi przyjaciółmi. Wtedy spędzało się czas na wkuwaniu trudnej transmutacji czy nudnych eliksirów, na rozmowach o chłopakach, książkach, życiu, planach. Wszystkie planowały osiągnąć coś z kochanym mężczyzną u boku. Niektóre marzyły o gromadce dzieci w wielkim, przytulnym domku na wzgórzu.
Rok temu, na zjeździe absolwentów Hogwartu, spotkała się z większością osób, które były dla niej kiedyś ważne. Jennifer Crocodile – już nie Carrey! – została świetną aurorką, jej mąż pracuje w ministerstwie; Lily Mealesa pochwaliła się pięknym, skromnym pierścionkiem zaręczynowym, jaki dostała miesiąc wcześniej od swojego narzeczonego, Toma Smitha. Ich losy potoczyły się w takim kierunku, jakie one same wybrały.
A jej życie?
Dobra praca, John, przytulne mieszkanko. John. Idealny John bez pierścionka dla niej i bez spontaniczności.
Ale jej Przyjaciel przez duże „p”.
~*~
Obudził ją szelest i skrzypienie drzwi wejściowych. Przez chwilę myślała, że jej się to przyśniło, jednak, gdy dotarł do niej zapach wody po goleniu Obcego, zorientowała się, że to John. Bo John, jak to John, miał wszystko idealne – nawet wodę po goleniu. Nie za ostry zapach, ale nadal męski. I charakterystyczny.
Postanowiła nie wstawać, w końcu dziś nie szła do pracy.
Po godzinie spania – a raczej „próbowania zasnąć” – stwierdziła, że jej się to nie uda. Hałasy, jakie dobiegały z kuchni i salonu, były nie do zniesienia. Czy ktoś tak Idealny jak John może wywoływać tyle hałasu? A może to jakiś… element flirtu? Niektóre zwierzaki hałasem zachęcają swoje partnerki do zainteresowania się nimi.
Ale… zaraz, zaraz. Coś jej nie pasowało w tym, co pomyślała? Zwierzaki…? Flirt? Hm, zaraz, ale John NIE był zwierzakiem? A może faktycznie wywodzimy się od małp? Od dawna nie była wierząca, a to było stuprocentowo naukowe podejście.
Chyba jednak wstanie.
~*~
John na pewno nie jest jak zwierzak.
Mówi to z całą pewnością po roku małżeństwa z nim. Przez ten tydzień w Belgii zmienił się. Dzięki Belgii. Od tego dnia kocha ten kraj. I zmienił się też dzięki niej; przynajmniej tak myślała. A raczej – miała nadzieję.
Bo teraz nie było Idealnego Johna. Był Nie-idealny John. Dopiero teraz idealny w swym nieidealiźmie.
Ich pierwsza kłótnia… Ach, pamiętała, jaka szczęśliwa była, gdy ten pierwszy raz się z nią nie zgodził! To była jak szczęście w nieszczęściu; kłótnia była bolesna, ale pierwszy raz płakała przez niego. Pierwszy raz miał do powiedzenia coś innego niż „tak, kochanie, masz rację, faktycznie… Pogadajmy o czymś innym, dobrze?”.
A potem był ślub.
Przepiękny ślub, jakby wyjęty z marzeń każdej dziewczyny. Długa, biała, gustowna i oryginalna, jednocześnie piękna. I welon, ciągnący się po ziemi. Czerwony dywan w kościele, różowe płatki róż tuż przed nią, ryż we włosach tuż po, uśmiechy i szczery śmiech. I on. Ubrany w czarny garnitur, próbujący ukryć uśmiech za poważną miną, zupełnie niepasującą do sytuacji.
Mnóstwo gości. Rodzina, przyjaciele, znajomi, nauczyciele. Stary Albus, opierający się o lasce, Snape, nadal złośliwy i wredny, Lupin, mimo że nieco zmęczony, z uśmiechem od ucha do ucha, Jennifer, Lilly, jej przyjaciółki, starzy koledzy. Jego także. Dużo prezentów, jeszcze więcej życzeń.
Wesele trwało do białego rana; nikt nie chciał wychodzić. A potem, gdy minęła ta euforia i szok, była noc poślubna. Piękne słowa, gesty. Delikatny dotyk jego, jej, ich. Cicha muzyka, płynąca z mugolskiej wieży. Namiętność, pragnienie. To, o czym naprawdę marzyła.
Miłość.
I słowa, które zapamięta na zawsze.
„Nigdy nie próbuj ode mnie odejść!”. Nie próbowała. I on dobrze o tym wiedział.
~*~
Jesteś móóój!
Nie ruszaj się; zaufaj mi!
Do góry ręce, to napad na serce!
Stój, nie próbuj biec!
Amor ustrzelił Cię, stóój!
A, poza tym, gdy się poddasz mi, skarbie,
to będziemy długo w szczęściu żyyć...
Będę słodka jak najbardziej, tak, jak mi na smak,
bo, gdy Cię zdobędę, jak anioł będę!
Skarbie, nie ma w sumie czego się baać!
Jesteś móóój!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Univien Krokodyl Złośliwy
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 228 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod kołdry, a jakże.
|
Wysłany: Pią 19:04, 09 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Pomysł i oryginalność
A: 2
B: 1
Tekst A spodobał mi się pod względem treściowym znacznie bardziej. Wprawdzie wiało kiczem (ale tak raczej powinno być XD) i te gurnolotne wyrażenia używane przez faceta Dorcas były troszkę śmieszne, ale ogólnie zrozumiałam go dużo bardziej niż tekst B, gdzie akcja, według mnie, kończy się w połowie.
Styl
A: 1
B: 2
Tutaj głowę chylę przed tekstem B. Niemal bezbłędnie (choć oczywiście nie idealnie, jakieś potknięcia by się wywlokło ^^). Za to radzę autorce tekstu A wyposażyć sie w dobrą betę.
Realizacja tematu
A: 0,5
B: 0,5
Tak samo zgodne z tematem. Więc po równo.
Ogólne wrażenie
A: 2
B: 1
Dobra, przyznam, że ten pojedynek mnie nie zachwycił. Oczywiście, każda z autorek spisała się bardzo dobrze, ale temat jaki sobie wybrałyście wprawdzie nie był zbyt udany, ale mozna było sie postarać stworzyć coś ciekawszego. Nie bardzo przypadły mi do serca oba opowiadania, zapewne zapomnę o nich bardzo niedługo.
Mimo to, tekst A otrzymuje dwa punkty, ze względu na nieco bardziej ujmującą postać Dorcas.
Razem:
Tekst A: 5,5
Tekst B: 4,5
Mimo wszystko gratuluję obu autorkom chęci, odwagi i talentu. ;****
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Małgonia Wtajemniczony
Dołączył: 01 Sty 2006 Posty: 39 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Psycholandu
|
Wysłany: Sob 12:40, 10 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
POMYSŁ
Tekst A- 1p.
Tekst B - 2p.
Pomysły moim zdaniem na średnim poziomie.Mam jednak wrażenie, że pierwszy tekst to niezrozumiałe fragmenty, porozdzierane z jednej wspólnej całości.
STYL
Tekst A- 1p
Tekst B-2p.
Jak już wyżej napisałam, czuję że tekst A to zlepki, fragmenty całości. Drugi jest bardziej spójny, zrozumiały, nie ma niezrozumiałych niedopowiedzeń.
REALIZACJA TEMATU
Tekst A - 1
Tekst B- O
Czy aby na pewno tekst B przestrzega tematu ???
OGÓLNE WRAŻENIE
Tekst A- 1p.
Tekst B- 2p.
Szzerze powiedziawszy oba teksty nie są zbyt dobre. Mozna było nad nimi trochę bardziej popracować. Przecież nie raz się przekonałam, że stać was na wiele więcej. Ale według mnie tekst B sprawia lepsze wrażenie ze względu na jego spójność.
Mimo tego podziwiam was obie.
Bardzo proszę o zsumowanie punktów inaczej głos nie zostanie wzięty pod uwagę. Nefhenien Opiekunka
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Alhandra Optymistka
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 219 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: szkoda gadać
|
Wysłany: Czw 16:19, 15 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Pomysł i oryginalność
A: 1,8
B: 1,2
Tekst A był ciekawszy. B był trochę nudny.
Styl
A: 1
B: 2
Momentami trudno było mi zrozumieć, o co chodzi w tekście A. Pojawiło się też tam sporo błędów, chociaż i B nie jest pod tym względem idealny.
Realizacja tematu
A: 0,6
B: 0,4
Niby obie prace na temat, a jednak jak dla mnie B było mało kiczowate.
Ogólne wrażenie
A: 1,9
B: 1,1
No cóż, jak wspomniałam, tekst B był nudniejszy. Poza tym Dorcas w tekście A bardziej przypadła mi do gustu.
Razem:
A: 5,3
B: 4,7
Ale gratulacje należą się obu autorkom.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Nefhenien ex-nieśmiałek
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 559 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:19, 17 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Pojedynek zostaje oficjalnie zamknięty. Zwyzięzca jeszcze nie został wyłoniony z powodu pewnej nieścisłości regulaminu. Zostanie zwołana rada Opiekunek. Wyniki wkrótce.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Nefhenien ex-nieśmiałek
Dołączył: 28 Wrz 2005 Posty: 559 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:43, 17 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
I zakończyliśmy kolejny pojedynek! A oto i punktacja:
Tekst A - autorstwa Madlen - 14,8 punkty
Tekst B - autorstwa Jupki - 15,2 punkty
Proszę państwa, zwyciężyła *Jupka*!
Brawa dla obu pań, za wspaniały pojedynek!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|